Dzisiaj odpowiemy sobie na pytanie dlaczego Porto?
Z jakiego powodu właśnie tego miasta, nie można pominąć odwiedzając Portugalię.
Jest to wyjątkowe miasto, ulokowane niewiarygodnie trafnie u ujścia rzeki Duero na zboczach wniesień. Zwiedzanie go na własnych nogach może być nie lada wyzwaniem, ale jest to możliwe. Powiem więcej, można poczuć się, jak miejscowy krążąc po najdalszych zakamarkach Porto.
Mieszkańcy zwą je Oporto. Nawet na mapkach turystycznych spotkamy się z tą nazwą.
Zwiedzanie można rozpocząć od starej dzielnicy Ribeira przy rzece lub od samej góry, w zależności skąd wyruszycie. W mojej relacji zaczniemy od wyższych partii powoli przemieszczając się na sam dół, a zaś na koniec wracając jeszcze na okolice położone wyżej.
DO STARTU GOTOWI...START
Byśmy nie opadły z sił z samego rana w pobliżu mieszkania naszego gospodarza udałyśmy się na śniadanko, które było śmiesznie tanie, ok. 3 euro na pewno. Po kawie i jedzonku pokierowałyśmy się drogą w dół i udało nam się dojść do Placu Wolności. Znajduje się tutaj między innymi ratusz, choć bardziej skupiłyśmy się nad złapaniem tutaj darmowego wi-fi. Przy okazji spotkałyśmy jedną panią podróżującą w pojedynkę, a daleko jej było lat młodzieńczych. Także brawa dla tej pani.
Odbijając kawałek na lewo po chwili dotarłyśmy do pierwszego punktu naszego planowego zwiedzania. Był nim dworzec kolejowy Sao Bento. Słynie on przede wszystkim z dobrze zachowanych kafelków azulejos.
AZULEJOS TO JEST COŚ
Nie wszyscy mogli o nich słyszeć, więc krótko wyjaśnię. To ceramiczne płytki zdobiące budynki w Portugalii, w połączeniu tworzące jakiś wzór lub obraz z życia mieszkańców. Najczęściej w kolorze niebieskim. Będzie ich w Porto czy w całym kraju jeszcze sporo.
Dworzec normalnie służy mieszkańcom, ale w holu można podziwiać obrazy z życia bodajże wsi oraz scen związanych z ważnymi postaciami króla i nie tylko; utworzone właśnie za pomocą azulejos.
KATEDRA I HAKI
Idąc jeszcze na wprost od dworca nie da się nie zauważyć Katedry Se. Zwiedzicie ją nie odpłatnie. Wnętrze dość surowe, a we wnęce po lewej stronie mamy niski "postument" z różowego marmuru, który niegdyś ciężko było podobno zdobyć.
Jest to ważne miejsce, gdyź brała tutaj ślub Phillipa Lancaster z królem Janem I.
Warto dodatkowo zwrócić uwagę jeszcze na boczną ścianę z zewnątrz katedry, gdzie nie brakuje płytek azulejos.
Katedra Se trafiła nawet na listę UNESCO. Ponadto katedra połączona jest jeszcze z klasztorem, do którego już obowiązuje opłata. Tworzy jednocześnie z katedrą jedną całość.
Na placyku przed budowlą mamy pręgierz z hakami, który niegdyś służył do przykuwania skazańców. Natomiast na jednym z murów zobaczycie strzałki wskazujące kierunek pielgrzymki do Santiago de Compostela lub Fatimy. Akurat podczas mojego pierwszego pobytu ruszali stąd kolarze właśnie na pielgrzymkę.
ULICE PORTO
Przy tych znakach wyruszyłyśmy dalej zahaczając o lokalny sklepik, bo bez wody ani rusz. Pokrążyłyśmy nieco po uliczkach.
CLERIGOS I DUŻO SCHODÓW
Muszę przy okazji wspomnieć, że z placu katedralnego rozpościera się widok na miasto i wieżę Clerigos, do której trafiłyśmy w następnej kolejności.
Na wieżę można i nawet trzeba wejść, bo widok równie fajny. Wstęp, o ile się nic nie zmieniło to 2 euro. Czeka Was wówczas wędrówka na 6 piętro i 225 stopni. Tuż obok jest jeszcze barokowy kościół, ale nie wchodziłyśmy do środka.
W każdym razie w tym miejscu znajdują się również sklepy z alkoholem, wliczając w to słynne wino Porto. Jeśli podróżowalibyście z bagażem podręcznym, tutaj zakupicie wersje mini tego trunku.
KANAPKOWY OBIADEK I RUSZAMY DALEJ
Kawałek dalej kupicie kanapki, które w naszym przypadku pełniły rolę obiadu. Koszt był różny w zależności od dodatku, jednak nie było to więcej niż 5euro.
AZULEJOS CIĄG DALSZY
Spacerując dalej główną ulicą docieramy do kolejnej budowli sakralnej, o tyle ciekawej, że właśnie pokrytą płytkami azulejos w przedniej części. Pani, która robiła nam zdjęcia, łamanym angielskim powiedziała, że tak się składa, iż jej rodzice brali w Kościele św. Ildelfonsa ślub. Fajnie było kogoś takiego poznać.
DEPTAK SANTA CATARINA
W naszej dalszej wędrówce ulicami miasta dotarłyśmy do głównego deptaku zwanego ulicą Santa Katarina. Podobnie, jak w Poznaniu pełno było tutaj sklepów odzieżowych i innych. Ludzi było pełno, nie to co w godzinach wieczornych, kiedy wygląda jak wymarły.
Warto zwrócić uwagę na jedno miejsce, a dokładnie na kawiarnię Cafe Majestic. Zasłynęło z powodu autorki książki o Harrym Poterze, spędzającą czas nad pisaniem pierwszej części o tym słynnym czarodzieju. Jak na kawiarnie wygląda dość elegancko, ale nie brakowało tam klientów.
KAPLICA DUSZ MÓJ ULUBIENIEC
Bliżej końca deptaku znajduje się Kaplica Dusz, niezwykle piękna i calusieńka w azulejos. Do środka ze spokojem można zajrzeć, ale z zewnątrz widok ciekawszy.
TARG W PORTO NIE TAKI FAJNY
Następnym naszym punktem był najstarszy targ w Porto, Marcado do Bolhao. Musiałyśmy się nieco popytać, aby trafić. Jednakże ogólnie rzecz biorąc nie zrobił wrażenia i właściwie nie zabawiłyśmy tam długo.
MOST LUISA I ORAZ WIEŻA EIFFLA CO MAJĄ WSPÓLNEGO?
W zamian tego odbiłyśmy w kierunku murów i głównej atrakcji miasta, czyli mostu Luisa I. Z samej góry widziałyśmy rzekę i miasto zbudowane, jak już pisałam na wzniesieniu. Po drugiej stronie widzimy sąsiednie miasto błędnie nieraz brane za część Porto.
WINIARNIE PORTO
To właśnie po drugiej stronie znajdziemy winiarnie Porto, w tym Calem. Dla chętnych czeka degustacja wina i możliwość zapoznania się ze sposobem powstawania tego wina.
Wracajac do mostu międzyczasie oglądając widoki z mostu poznałyśmy dziewczynę z Turcji oraz naszego przyszłego można rzec autostopu, w roli której wystąpił nasz rodak. Słysząc nasz głos zaczepił nas na pogawędkę i jak się okazało jechał na południe. Pomimo, że zmierzał do innego miasta spory kawałek na drugi dzień nas podwiózł.
TUŻ PRZY RZECE DUERO
Wzięłyśmy od niego numer telefonu i nie czekając długo zeszłyśmy na dół, aby zrelaksować się przy rzece i zobaczyć most z dołu.
Sam Most, co ciekawe był w przeszłości najdłuższy na świecie. Na dodatek powstał dzięki grupie nikogo innego, jak należącej do Eiffla. Tego pana chyba nie muszę nikomu przedstawiać.
Podczas mojego pierwszego spotkania z miastem zorganizowano dla nas mały rejs po rzece, płynąc aż do połączenia wód rzeki z oceanem. Bardzo przyjemna wycieczka, polecam. Tuż przy lądzie stoją łodzie wycieczkowe i można skorzystać.
KOŚCIÓŁ ŚW. FRANCISZKA I CUDA BAROKU
Podążając wzdłuż brzegu i kierując się nieco wyżej dotrzeć można do Kościoła św. Franciszka. Wstęp odpłatny,gdyż w środku złocenia barokowe zajmują chyba każdy centymetr powierzchni. Zdjęcia zakazane, więc mogę pokazać tylko migawkę, którą udało mi się zrobić wychodząc.
W KSIĘGARNI LELLO& IRMAO
Korzystając z mapy dotarłyśmy do jeszcze jednego miejsca związanego z Harrym Potterem. Jest nią księgarnia Lello&Irmao, w której schody bardzo przypominają te z opowieści i filmu o Harrym. Tutaj też wprowadzili zakaz zdjęć, choć nie wiem dlaczego.
Próbowałyśmy jeszcze zdążyć do Kryształowego Pałacu przed zamknięciem, ale się nie udało. Była oczywiście kolacja z człowiekiem, który nas przenocował. Bardzo dobrze władał angielskim, więc opowiedział nam o mieście, a któż inny mógłby o nim opowiedzieć, jak nie jego mieszkaniec.
NA KONIEC MIASTO NOCĄ
Na koniec pozostało nam jeszcze wrócić wieczorową porą na most Luisa I, ponieważ nocą miasto i most prezentują się równie atrakcyjnie. Nawet dołączyła do nas inna podróżniczka nocująca u naszego gospodarza. Pochodziła z Niemiec i zrobiła sobie wyprawę po Europie, w pojedynkę. Pewnie gdyby nie kierowała się w stronę północną kraju dołączyłaby do nas.
W ten sposób dobrnęliśmy do końca tego wyczerpującego, ale udanego dnia. Dnia następnego czekała nas wczesna pobudka i daleka droga z naszym rodakiem w kierunku południowym, ale o tym następnym razem.
Jak spodobało Wam się miasto?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz