Przechadzający się ulicami albo modlący mnich to nieodzowny element ogólnego obrazu Tajlandii. A co jakby stanąć z nim prawie oko w oko? Kim w ogóle są mnisi? Spróbuję Wam na te i inne pytania odpowiedzieć.
Jadąc do Tajlandii moim takim jakby marzeniem było bliskie spotkanie z tajskim pełnego duchowego spokoju buddyjskim mnichem. Wiedziałam, że nie będzie to łatwe. Mogłam raczej liczyć na to, że gdzieś po drodze mi jedynie mignie "w locie".
CHARAKTERYSTYKA MNICHA
W ciągu pierwszych dni dosyć szybko udało mi się złapać wzrokiem nawet nie jednego mnicha. Nie da się ich przegapić. Chodzą w pomarańczowych płachtach, a ich głowy ogolone są na bardzo krótko albo na łyso. Wyglądają dokładnie tak, jak zostali przedstawieni w co niektórych filmach.
Dlaczego chodzą w ten sposób ubrani? Głównie ubiór wzorowany jest na takim, który nosił sam Budda. Ponieważ mnisi chcą kroczyć życiem, jakie on prowadził ku oświeceniu to nawet ubiór musi być prawie taki sam.
Jak każdy wie, taki mnich musi porzucić wszelkie dobra materialne i żyć zgodnie z naukami Buddy. W dobie dzisiejszych czasów bywa to niezmiernie trudne. Zapewne są tacy, którzy stosują się do zasad wyznawanego buddyzmu, ale też zdarzyło mi się zobaczyć takiego, który w swych rękach trzyma komórkę. Wtedy wyobrażenie uciśnionego i skromnego mnicha ulega zachwianiu.
Jednocześnie też pamiętajmy, że czasy się zmieniają, więc może i u nich reguły ulegają złagodzeniu. Nie mnie to oceniać i w żaden sposób również mi to nie przeszkadza. W końcu wszyscy jesteśmy tylko ludźmi.
ODŁAMY BUDDYZMU
Wiedzieliście, że mamy różne odłamy buddyzmu?
W takim dużym skrócie mamy buddyzm theravada oraz mahajana. One również mają swoje odłamy, ale nie będę Was tym zanudzać. Chcę byście mieli ogólny obraz.
Ten pierwszy wywodzi się prosto od Buddy i głównie wyznają go właśnie mieszkańcy Tajlandii. Ten drugi powstał na bazie transformacji oraz przekazów mędrca Siddhartha. Rozprzestrzenił się między innymi w Tybecie.
Gdzie możecie spotkać modlących się do Buddy mnichów?
KLASZTOR PHRA SRI RATTANA MAHATHAT
Zdecydowanie tym miejscem będzie świątynia i zespół klasztorny Wat Phra Sri Rattana Mahathat w Phitsanaluok.
Wchodząc do środka po boku siedzą modlący się właśnie albo medytujący mnisi. Trochę było mi głupio tak ich obserwować, a co więcej robić im zdjęcia. Nieśmiało, niemal z ukrycia jakieś zdjęcie zrobiłam.
Wierzący mogli złożyć dary mnichowi, ale tylko mężczyźni. Nie pozostało mi nic, jak ostatni raz spojrzeć i wyjść.
Spójrzcie jeszcze przed wyjściem na posąg Buddy. Podobno jest on najważniejszy zaraz po Szmaragdowym Buddzie.
UDAŁO SIĘ
Po drodze zajrzeliśmy jeszcze do szkoły, ale nie o tym jest dzisiejszy wpis. Jednakże po wizycie w szkole, już w drodze do autobusu podskoczyłam jak małe dziecko na widok starszego mnicha. Miał w sobie to coś, ten spokój i duchowość. Odważyłam się podejść z zachowaniem rzecz jasna szacunku, bo nie jesteśmy w zoo, aby zrobić sobie z nim zdjęcie po tym jak ktoś inny już to zrobił. Bałam się, że zaraz ruszy dalej i okazja minie mi koło nosa.
Trzeba wiedzieć, co robić, aby nie obrazić mnicha. Mężczyzna będzie miał łatwiej, ale kobieta nie może dotknąć mnicha, a on nie może spojrzeć na kobietę. Dlatego też, podeszłam delikatnie i ostrożnie stanęłam obok. W tym momencie ku mojemu małemu zdziwieniu tajski mnich z ubocza wskazał swoimi rękoma, abym złożyła ręce. W taki sposób, jak mnich ukazuje podziękowanie. Kto wie może ten jednak nieco spojrzał, ale stojąc tuż obok widziałam raczej jego wzrok spuszczony. Chwila moment, pstryk pstryk i miałam zdjęcie.
Odeszłam z radości w podskokach. Później już tak nie wypatrywałam mnichów. Z drugiej strony już po prostu nie robili takiego wrażenia. No może poza nieletnimi mnichami w Tachilek w Birmie. Jednak do tego momentu relacji, jeszcze dojdziemy.
Zawsze tak jest, że kiedy się na coś napatrzymy, to później ten widok staje się bardziej normalny i codzienny. Jak sądzicie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz