środa, 28 września 2016

HOTEL NA PUSTKOWIU


Na dziś coś innego, a mianowicie pokażę Wam hotel znajdujący się po środku niczego, który bardzo przypadł mi do gustu. Znajduje się w regionie Chiang Rai, na północy Tajlandii. W nim z pewnością spędzicie bardzo miło czas.

Hotel Golden Pine Resort & Spa to przede wszystkim kompleks drewnianych bungalowów rozmieszczonych na całkiem sporym terenie. W samym centrum kompleksu tuż za recepcją nie zabrakło basenu, pomimo że do największych nie należał.


Nie wiem, czy tak jest zawsze, ale wielkiego oblężenia podczas naszego dwudniowego pobytu tam nie było. Śmiało do tego hotelu można przyjechać na wypoczynek, bo jest tam niesamowicie cicho i przyjemnie.

Cały teren znajduje się wśród pól ryżowych. Niestety wtedy było już po zbiorach, więc podziwiać okolicy nie mogłam.

Jeżeli chodzi o wnętrze domku zaskakuje z pewnością warunkami, prawie że luksusowymi. Zabawne było, że trafiłyśmy na taki z jednym łóżkiem. W niczym to jednak nie przeszkadzało, bo było po prostu ogromne. Cała rodzina mogłaby się wyspać.


Nie brakowało na szczęście moskitiery, gdyż miałyśmy też małych  "domowników" mniej lub bardziej żywych. Podobnie w łazience. Nic dziwnego do takiego domku takie żyjątka mają lepszy dostęp.

Hotel miał jeszcze jednego domownika, a był nim sympatyczny kot bez jednego oka. Biedaczek. Niemniej chyba jest tam sławny, bo na jednym z dekoracji umieszczono jego kopię.

Podobało mi się, że każdy bungalow miał swój mini ganek, gdzie można było przysiąść, słuchać ciszy i odgłosów natury. Przeszkadzały, w tym nieco komary, ale w niewielkim stopniu.


Jedzenie może nie zasługiwało na gwiazdkę Michelin, ale było całkiem dobre. Wśród niego znalazły się też pojedyncze przysmaki tajskie, jak warzywa w panierce z tempury, czy egzotyczne owoce.

Podczas kolacji nawet mieliśmy muzykę na żywo, choć nie były to moje klimaty.


Hotel stanowi świetną bazę wypadową dla wybierających się do unikatowej białej świątyni zwanej Wat Rong Khun w Chiang Rai, o której jeszcze u mnie usłyszycie oraz do rejonów mieszczących się dalej na północ.

Na koniec pracownicy potrafili nas wzorowo pożegnać, aż miło się zrobiło. U nas w Polsce niczego podobnego nie widziałam i nie doświadczyłam. Powinnyśmy brać z nich przykład.



Jak widzicie hotel ma same plusy. Brakowało jedynie miejsca, gdzie można by się wybrać w czasie wolnym od zwiedzania. Chociaż nie jeden takie odosobnienie uznałby za zaletę. W każdym razie mnie ten hotel ujął i chętnie go polecę innym.

Na samo wspomnienie, aż mnie ściska, bo chętnie bym się tam teraz przeniosła na 2-3 dni.

Jak jest u Was wolicie nocować w hotelach, znajdujących się w okolicy, gdzie coś się dzieje? Czy właśnie w takich odludnionych jak ten?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz