Myśląc o egzotyce w większości przypadków przychodzą nam do głowy Malediwy, Indonezja czy Seszele. Kiedy zaczynasz zwiedzać Europę okazuje się, że nie zawsze musisz wyjechać na drugi koniec świata, aby znaleźć się w raju.
Kreta jest jednym z tych zakątków.
Nie widać tego na pierwszy rzut oka. Dopiero, jak zaczniesz odkrywać wyspę robisz wielkie oczy, kiedy okazuje się, że tuż za rogiem znajduje się mały raj.
Lagunę Balos nie sposób opisać, ją po prostu trzeba zobaczyć.
GARŚĆ INFORMACJI
Trafić na nią można w dwojaki sposób. Wynajmujecie samochód i dojeżdżacie na nią od strony lądu albo wybieracie opcję z dojazdem do Kissamos (Zatoka Chania),gdzie wsiadacie na statek.
W opcji pierwszej sami organizujecie sobie czas i jest szansa na ominięcie tłumów. Jest to nie wątpliwie zaletą. Jest jednak miejsce, którego nie zobaczycie jadąc wynajętym samochodem.
Z tego wariantu skorzystałam.
Ceny rejsu:
- od lat 13tu 27 euro plus opłata administracyjna 1 euro
- 2 latki nie płacą nic
- od 3-12lat 13 euro
W porcie czeka sporych rozmiarów statek, gdzie podróżni powoli kumulują się na pokładzie. Tam dla chętnych na dziobie czeka parę leżaków, a dla innych jedynie ławeczki. Z racji trwającej godzinę czy więcej drogi na miejscu znajduje się bar, gdzie kupicie od lodów, po kawę i dania obiadowe. Dla chętnych przy kasach znajdą się również sprzęty do snorkelingu, maty do leżenia z bambusu i buty do pływania.
W ten sposób stateczek powoli płynie przed siebie. Z kawą w ręku cieszyłam się Słońcem i widokami.
GRAMVOUSA
Po dłuższym czasie wyłania się skalna wysepka. Jest to Gramvousa. To dla niej warto wybrać wariant z rejsem. Na szczycie znajduje się twierdza, a właściwie jej ruiny.
Z kolei u podnóża widać wrak zatopionego w latach 60-tych statku Dimitrios P. Nie można go porównać z tym z zatoki wraku na Zakynthos, ale fajnie wkomponowywał się w krajobraz wysepki i lazuru wody.
Po dobiciu do niej były dwie godziny czasu wolnego. W tym czasie można cieszyć się kąpielą w tej mini zatoczce. Woda bardzo zachęcała. Tutaj trzeba założyć buty do pływania, gdyż na dnie mogą kryć się jeżowce.
Można ten czas jeszcze lepiej wykorzystać i wspiąć się na wspomnianą twierdzę. Leży ona na prawie 140 metrowej skale. Nie jest to łatwe, brak barierek i kamienie utrudniają podejście. Trzeba niezmiernie uważać, aby nie osunąć się na dół. Z dołu wejście wygląda niepozornie, ale wierzcie na słowo. Zdecydowanie warto mieć na zmianę pełne buty.
Wchodzi się na górę jakieś 20 minut.
Twierdza ta została wybudowana przez Wenecjan w XVI wieku, aby chronić wyspę przed najeźdźcami. Ponadto mówi się, że ukryto na jej terenie piracki skarb.
Najbardziej zachowały się mury i brama. We wnętrzu, więcej jest piachu i kamieni niż budynków; poza kościółkiem. Jednak tak naprawdę na twierdzę wchodzi się dla widoków. Przejdźcie ją dookoła, bo widoki są na wagę złota. Z oddali widać fragment laguny, ale i niesamowicie wygląda ta mini zatoczka, gdzie przycumowany był nasz stateczek. Nawet zdjęcia nie są w stanie przekazać wrażeń.
Potem czekało nas zejście w dół. Też trzeba być uważnym, ale wbrew pozorom szybciej się zeszło niż mogłoby się wydawać.
LAGUNA BALOS
Po paru minutach od odpłynięcia zaczęliśmy zbliżać się do laguny. Mówię Wam oczy miałam wielkie, zaczęłam zastanawiać się, czy aby nie znalazłam się na Karaibach. Ukształtowanie terenu, turkusowa i szmaragdowa woda. Po prostu bajka.
Na miejscu było więcej czasu na plażowanie, około 3 godzin. Chętni mogli wypożyczyć za kaucją (4 euro) wielki parasol. Tym bardziej, że leżaków tam jak na lekarstwo, a Słońce prażyło. Jednak radziłabym Was, go nie brać. Plaża, po części kamienista i ledwo można ten parasol wdusić w piach, w dodatku potrafiło tam nieźle dmuchnąć wiatrem i parasol uciekał. Tylko był z nim problem.
Jeśli chodzi o dno to przy brzegu niestety kamieni sporo; większych i mniejszych. Poza tym tutaj również nie chcielibyście nadziać się na jeżowce. Dlatego pamiętajcie o butach do wody.
Woda, ach ta woda. Nie miałam ochoty z niej wychodzić.
Tak samo, jak na Elafonisi zobaczycie tutaj różowy piasek. Wszystko dzięki pozostałościom rozbitych muszli. Wzięłam sobie tego piaseczku nieco do domu. Natomiast nie próbujcie brać roślin,kamieni etc. Obszar ten jest chroniony przez program Natura 2000.
Czas minął jak z bicza strzelił i trzeba było wracać. Gdybym mogła spędziłabym tam cały dzień.
Jest to mój numer jeden na Krecie, nawet jeśli nie miałam okazji zobaczyć całej wyspy.
Dlatego Moi Drodzy, nie łamcie się, jeśli nie możecie polecieć tu czy tam. Europa ma wiele do zaoferowania i to często za niewielkie pieniądze. Poszukajcie takiego egzotycznego europejskiego zakątku, złapcie tani lot albo ofertę last minute i w drogę. Obiecuję, że pozytywnie się zaskoczycie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz