Trogir, to kolejne klimatyczne miasto Chorwacji, które widziałam. Otoczone kamiennym murem naprawdę cudownie się prezentuje.
Znajduje się bliżej południa kraju, w regionie środkowej Dalmacji.
Wysiadamy niedaleko mostku prowadzącego na starówkę i przekraczamy kamienną bramę, zwaną Lądową. Wita nas widok lokalnych straganików z obrazami namalowanego miasta. Bardzo mnie kusiło, aby taki sobie kupić, ale jakoś się powstrzymałam.
Idziemy dalej, tak jak prowadzi dość wąska brukowana uliczka. Miasto, jak przystało na atrakcyjne turystycznie było raczej czyste. Chociaż stan niektórych budynków może budzić zastrzeżenia.
Mijamy po drodze liczne sklepiki z biżuterią, w tym słynnymi morcziczami i kulami władzy. O tych wyjątkowych upominkach jeszcze sobie powiemy w innym wpisie.
Po drodze mijamy niewielki plac z rozstawionymi stolikami, jest tam restauracja, gdybyście zgłodnieli. My mijamy ją i trafiamy na główny plac Trogiru nazwany imieniem naszego papieża Jana Pawła II.
Mieszczą się tutaj ciekawe budynki. Zacznijmy od najważniejszej, czyli Katedry pw. św. Wawrzyńca. Zwiedzamy wnętrze wchodząc przez imponujący portal, a następnie kierujemy się na wieżę, skąd rozlega się widok na miasto.
Wejście na wieżę potrafi wywołać małą dawkę adrenaliny, wchodząc i schodząc na ostatnim etapie. Jeśli macie lęk wysokości to lepiej pozostańcie na wysokości "balkonu".
Dlaczego to piszę? Otóż wchodząc na samą górą, trzeba wejść po murowanych niewielkich schodkach bez barierki, trzymając się jedynie ściany. Może wielu stwierdzi, że wcale nie jest tak źle, ale mnie nogi się nieco trzęsły.
Widoki faktycznie super. Kamienne miasto, z rdzawymi dachami przykuwało uwagę. W dodatku widać wyspę Ciovo po drugiej stronie i piękne wody Morza Adriatyckiego.
Następnie idziemy dalej tuż za katedrę, gdzie znajduje się miejscówka uwielbiana przez młode pary. Na dziedzińcu ratusza mieszczą się schody kojarzące się wielu z chorwacką wersją dziedzińca Romea i Julii w Weronie (Włochy). Nie mam porównania, ale gdyby tak uruchomić wyobraźnię to nawet to miejsce by pasowało.
Wracamy na plac. Tuż przy loggii znajdziecie tajemnicze metalowe zawiasy. W dawnych czasach za ich pomocą przykuwano przestępców, którzy w gorączce wystawali tam za karę.
W dawnej loggii mieścił się zresztą sąd i rozprawy mogli oglądać wszyscy mieszkańcy. Można przy okazji na chwilę schować się przed upałem i posłuchać tradycyjnego śpiewu na żywo. Mnie muzyka nie przypadła do gustu, ale gdyby było inaczej mogłam kupić od nich płytę.
Warto jeszcze wspomnieć o renesansowym Pałacu Cipiko, który znajduje się naprzeciwko wejścia do katedry. Należał on niegdyś do najbogatszej rodziny w Trogirze (XV wiek).
Dalej kierujemy się do mariny przechodząc przez jedną z bram murów miasta tzw. Wodną. Nie brakuje jachtów i innych łodzi. Miło było przespacerować się bulwarem Riva, którą w dodatku okalały palmy.
W oddali po prawej stronie widać Twierdzę Kamerlengo. Z zewnątrz bardzo ładnie się prezentuje, w środku natomiast nic specjalnego nie znajdziemy.
Na koniec wchodzimy do jednego ze sklepów z biżuterią i kupujemy zawieszki, o których pisałam Wam powyżej. Może nie najtańsze, ale jedne z fajniejszych pamiątek z Chorwacji.
Robimy też małe zakupy na targu warzywnym nieopodal mostu i ruszamy w kierunku Splitu.
Wydaje mi się, że jeden dzień starczy na poznanie miasta i poczucie jego klimatu. Może i latem jest trochę ludzi, ale jeszcze nie aż tylu, by mogło to przeszkadzać. Wcale nie dziwię się, że to miasto przyciąga jest naprawdę piękne,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz