Dubrownik śmiało można ukoronować na "króla" Chorwacji. Chociażby dlatego, że to właściwie najbardziej uwielbiane miasto tego kraju. Przyciągające chyba miliony turystów rocznie.
Znajduje się w południowej Dalmacji. Większość nazywa go perłą Adriatyku i nie sposób się z tym sprzeczać.
Docieramy do niego przez Bośnię i Herzegowinę, zatrzymując się po drodze w Neum. Widok budził spory zachwyt.
Żałuję, że nie miałam okazji zobaczyć tego kraju w pełnej krasie. Kto wie, może innym razem.
Jednak nic nie stoi na przeszkodzie, aby parę słów o nim powiedzieć.
MINI WIEDZA O BOŚNI I HERZEGOWNIE
Tak samo, jak Chorwacja, historia tego kraju była burzliwa. Po rozpadzie Jugosławii mieszkańcy nie mieli łatwego życia.
Nauczyciele uczyli nie dostając pensji przez około 2 lata. Wszystko po to, żeby kraj mógł jakoś się utrzymać. Oczywiście to nie były jedyne wyrzeczenia. Nadal w kraju tym, nie żyje się lekko. Emerytury w przeliczeniu na euro wynoszą zaledwie ok. 12,5 euro. Tylko sobie wyobraźcie przeżyć za taką kwotę. Z pewnością na wybrzeżu mają lepiej, natomiast w głębi kraju panuje zdecydowana bieda.
W celu utrzymania kraju w ryzach krajem rządzi aż trzech prezydentów. To ewenement na skalę światową. Jest nim Serb, Chorwat oraz Herzegowin. Przez co ciężko przepchnąć jakąkolwiek ustawę, bo któryś prezydent może ją zablokować.
W Neum znajduje się znany hotel, ulubiony przez Tito. Zwany Grand Neum. Obecnie bunkrami tam się znajdującymi można przejść na plażę.
Nie powiem, mam spory niedosyt.
To tyle w ramach mini wiedzy o tym kraju. Jedyne o czym, warto jeszcze wspomnieć to możliwość zakupów produktów, które czasem ciężko dostać.
W sklepie obok punktu widokowego można było kupić co nieco, w tym podobno bardzo dobre wina. Do Polski zatem przywiozłyśmy Prośek oraz Dingać (jedno z najlepszych chorwackich win).
W markecie można płacić kunami chorwackimi, ale generalnie walutą jest tzw. marka wymienialna- km (1 km- 4 hrk/kn).
Kilkadziesiąt minut później docieramy w końcu do Dubrownika, w okolice murów. Ruchu ulicznego tutaj nie brakowało, tak samo jak nie jednego turystę. Było lato, więc wcale mnie to nie zdziwiło.
UROK DUBROWNIKA
Wchodzimy przez mostek i przekraczamy Bramę Pile.
Pierwsze co rzuca się w oczy to studnia Onufrego, z której wszyscy nalewali sobie wodę do butelek i chłodzili czoło. Spokojnie można tą wodę pić, także zamiast wydawać pieniądze na butelki z wodą, skorzystajcie ze studni. Można tutaj napotkać też grajka ulicznego albo panią z papugami.
Tuż obok mieści się niewielki kościółek i zaraz po prawej Klasztor i Kościół Franciszkanów. Zwiedzamy jego wnętrze. W środku mamy ogród pełen zieleni, a wokół piękne krużganki. Nie spędzamy tutaj jednak wiele czasu.
Dalej idziemy Stradunem, czyli głównym deptakiem miasta. Rozglądając się w jedną i drugą stronę zauważam między innymi, że wszystkie murowane kamienice z zielonymi okiennicami wyglądają identycznie. Wiąże się to z historią najbogatszego mieszczanina (pełniący władzę w mieście), który nie chciał, aby kupcy oraz żeglarze mieszkali lepiej niż on. Dlatego zarządził budowę identycznych domów.
Miało to miejsce wkrótce po potężnym trzęsieniu ziemi w 1667 roku.
Oprócz tego po lewej stronie zauważam, że uliczki prowadzą w kierunku stromych schodów. Wygląda to dość efektownie i stwierdzam, że nie chciałabym nimi tak codziennie chodzić.
Na samym deptaku w zasadzie nie ma nic oprócz licznych sklepików i pojedynczych restauracji. Więcej znajduje się głębiej, w ukrytych uliczkach.
Po paru minutach trafiamy pod wieżę zegarową im. Jana Pawła II i Plac Luza (kiedyś centrum życia towarzyskiego).
Przy wieży zegarowej po lewej widzimy Pałac Sponza. Obecnie znajduje się tutaj muzeum. Natomiast niegdyś znajdowała się komora celna czy mennica.
Poszliśmy do Katedry Wniebowzięcia NMP, mijając po prawej Kościół św. Błażeja. Patrząc na oba budynki sakralne można zwątpić, który z nich jest najważniejszy. Poszliśmy zatem do katedry.
KOŚCIÓŁ ŚW. BŁAŻEJA
Pierwotna romańska budowla została zniszczona podczas trzęsienia ziemi, jak wiele innych budynków. Na jej miejscu powstała nowa, na planie krzyża. Najważniejszy we wnętrzu jest skarbiec z relikwiami patrona miasta, św. Błażeja. W samym skarbcu obowiązuje niestety zakaz fotografowania. Reszta wnętrza, jakoś mnie nie urzekła, więc nie szalałam z aparatem fotograficznym.
REJS WOKÓŁ DUBROWNIKA
Postanawiamy skorzystać z rejsu wokół Dubrownika i Wyspy Lokrum. W celu trafienia na port; po wyjściu z katedry skręcamy na prawo i dalej prosto.
Co wiemy o widocznej w oddali wyspie?
Wyspa Lokrum była kiedyś miejscem, gdzie piastowali Benedyktyni (budując tam klasztor). Podczas najazdu Napoleona, polecono ich wyrzucenie (budując potem fort). Jednakże ostatni przeor opuszczający wyspę przeklął wyspę. Zapowiedział, że osoba, która tutaj przenocuje, resztę swojego życia spędzi nieszczęśliwie. Brzmi złowrogo.
Inna historia opowiada o Ryszardzie Lwie Serce, który swoim statkiem rozbił się u jej wybrzeża. W podzięce obiecał wybudować tutaj kościół. Jednakże nie poczynił tego, gdyż mieszkańcy miasta przekonali go, aby zrobił to na lądzie, w obrębie murów.
Te dwie historie wydają mi się najciekawsze. A Wam?
Można pojechać też na punkt widokowy, ale ten rejs zdecydowanie nam wystarczył. Zresztą przy upale, bliskość wody było na wagę złota. Rękę śmiało czasem zamoczyłam, o ile za bardzo nie bujało. Robienie zdjęć nie było wtedy wcale łatwe.
Nie brakowało tam też kajakarzy, którzy wybrali aktywny wypoczynek i większe wrażenia niż rejsik łódeczką. Na tych falach z pewnością nie mieli łatwo. Chętnie poobserwowałam ich zmagania.
Wszystkie te atrakcje można kupić u ogłaszających się z ofertami ludzi na placu blisko głównej bramy.
Po rejsie wracamy w mury miasta i idziemy inną drogą. Tutaj nie można się zgubić wszystkie uliczki zostały zbudowane na planie prostopadłym.
SPACER PO MURACH
Mamy w planie przejść się jeszcze murami miasta (2 km długości), co podobno każdy zachwalał. Wcale to nie dziwi, gdyż jest to jedna z najlepiej zachowanych fortyfikacji w Europie.
Nie przeszłyśmy ich całych, ale w tym Słońcu, połowa nam zdecydowanie wystarczyła.
Byśmy mogły wejść na mury trzeba było cofnąć się właśnie do samego początku, czyli bramy Pile. Przy studni tuż za drzewkiem pomarańczowym znajdziecie kasę biletową. Dla osoby dorosłej za wejście zapłacicie 120kn (ok. 16 euro).
Teraz pytanie, jak wejść na te mury?
Wejście znajduje się tuż przy małym kościółku, o którym pisałam Wam na początku. Tamtędy schodkami do góry wejdziemy na mury.
Po chwili podziwiamy widoki. Rozległe mury, budynki z rdzawą dachówką, nieliczne ruiny oraz tereny poza murami (w tym fortecę św. Wawrzyńca). Panorama miasta i okolic naprawdę bomba. Zmierzając na prawo możemy podziwiać morze i zbliżającą się z każdym krokiem Wyspę Lokrum. Natomiast po lewej wzgórze, gdzie mieści się kolejka wiodąca na punkt widokowy.
Przejście fragmentu murów trochę nam zajęło, ale było warto. Zeszłyśmy w okolicach portu i zaczęłyśmy iść na powrót; aż z powrotem do wyjścia.
Tak zakończyło się nasze zwiedzanie miasta.
Dubrownik robi nie małe wrażenie. Pomimo obecności dużej ilości przyjezdnych. Klimat miejsca, zabytkowe cuda, spacer po murach i w dodatku rejs wokół Dubrownika to niezaprzeczalnie fajne przeżycie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz