Galta, miejsce niezwykłe z jednego powodu, którym są mieszkające tam małpy rezusy (makaki królewskie). Czy warto to miejsce odwiedzić? Doświadczycie tam nietypowego przeżycia, dlatego moja odpowiedź brzmi, tak warto.
Galtę znajdziecie w pobliżu wspaniałego miasta Jajpur. W przełęczy wśród wzgórz Aravalli. Wstęp darmowy (brama otwarta od wschodu do zachodu Słońca).
LEGENDA O POWSTANIU ŚWIĄTYNI
Wjeżdżamy na obszar górski, gdzie wśród lasów u podnóża gór znajduje się kompleks świątynny. Pierwszy z nich powstał, dzięki legendzie o Galavie. Podobno przez 100 lat wykonywał tutaj rodzaj jogi. Bogowie byli pod wrażeniem i uhonorowali to miejsce tworząc źródło słodkiej wody.
W to miejsce przybyli zaś jogini sekty Vaisznava Ramanuja. Potem przybył tu zwolennik sekty Samparadayi Ramanuja. Według legendy przegonił mieszkających tam joginów.
W XVI wieku powstały jeszcze inne świątynie.
Miejsce wygląda na opuszczone. Mury zniszczone, gdzieniegdzie malowidła. Czasem w basenach kąpią się wierni, jeśli w ogóle można to tak nazwać. Woda w zbiorniku przypomina zieloną breje. Ściągana jest z pobliskiego świętego źródła, o którym pisałam powyżej.
Generalnie zbiorników na całym terenie mamy 7, ale ten na zdjęciu był najważniejszy. Legenda mówi, że w nim, woda nigdy nie wyschnie.
Dla wiernych jest to miejsce, gdzie mogą oczyścić się z grzechów. Kiedy my docieramy nikt już się nie kąpie, w pobliżu biegają dzieci i kręcą się dorośli. Być może też kapłani.
GDZIE TE REZUSY?
Podążamy dalej pod górę, rozglądam się i szukam słynnych małp. Dostrzegam je dopiero na wzgórzu, było ich tam mnóstwo. Wtedy do nas nie schodziły.
Wiedzieliście, że należą do małp naczelnych i potrafią rozpoznać swoje odbicie w lustrze lub wodzie?! Interesujące, prawda!
Postanawiamy wejść na szczyt góry przed nami. Znajduje się tam świątynia Słońca i widok na okoliczne miasto, Jajpur. Wejście tam wymaga nieco kondycji, choć z początku na to nie wygląda.
W końcu jestem na górze, a tu mała świątynka, do której koniec końców nie weszłam. Widok na miasto też nie oszałamiał, była mgła.
Po chwili pod moimi nogami pojawiło się warchlątko, nie wiadomo skąd. Było ranne w uszko, serce się krajało. Chciało się do mnie jakby przytulić, no ale to Indie, a ja wstyd się przyznać nie mam żadnych szczepień, więc odsunęłam nogę od malca. Poszło dalej, jakby szukać pomocy. Biedne, do dziś je pamiętam. Liczę, że ranka się zagoiła i spaceruje sobie tam do dziś.
SPOTKANIE Z MAKAKAMI
Po chwili odpoczynku schodzimy na dół, a tu ku naszemu zaskoczeniu małpy, jednak zeszły na dół. Podejrzewam, że mają swoje godziny "karmienia". Choć podobno to bardzo turystyczne miejsce, to jednak w pobliżu mało było ludzi. Kręcili się za to sprzedawcy orzeszków (ok. 20 rupii) dla rezusów.
Makak było co raz więcej, dorosłych i młodych. Dałyśmy po bananie, które sprytnie zabrały. Po jakiś 10 minutach udawałyśmy się powoli w kierunku wyjścia, a one podążały za nami.
Niektóre jadły resztki przy murach świątynnych budynków. Niestety ktoś wpadł na pomysł dania im ciasteczek, czego oczywiście nie powinny jeść. Brak rozsądku, co tu dużo mówić.
Przy schodach jeden z Hindusów dał nam parę orzeszków, przez co doświadczyłyśmy bliskiego kontaktu z małpą. Usiadła mi na ramieniu i wzięła niczym człowiek z mojej ręki te orzeszki. Bałam się, by nie postanowiła przy okazji załatwić swoich potrzeb fizjologicznych. Nieźle się uśmiałam, serio.
Po zrobieniu zdjęć, trzeba było wracać. Robiło się ciemno. Jeszcze na końcu przy bramie małpy w pewnym sensie "nas pożegnały". Zręcznie przeskakiwały na mur i z powrotem.
Jeśli chcecie doświadczyć nie tylko kulturalnych Indii, to do Galty musicie się wybrać. Tylko nie dawajcie małpom byle czego do jedzenia, nie chcecie w końcu im zaszkodzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz